Wpisany przez Administrator czwartek, 07 czerwca 2018 08:59
56 uczniów z jedenastu szkół podstawowych powiatu wrzesińskiego wzięło w tym roku udział w X Małym Dyktandzie zorganizowanym przez Stowarzyszenie Twórczości Teatralnej AKT, działające przy Samorządowej Szkole Podstawowej nr 6 we Wrześni, rywalizując o miano Dziecięcego Mistrza Ortografii.
Uczniowie klas V-VII zmagali się z tekstem przygotowanym przez panią Krzysztofę Przybylską, która starała się zastawić wiele pułapek językowych na śmiałków rywalizujących o miano Dziecięcego Mistrza Ortografii i nagrody dla najlepszej trójki zwycięzców. W tym roku również nie było łatwo. W tekście zatytułowanym „Majówka” uczniowie musieli rzeczywiście wykazać się sporą dozą znajomości zasad polskiej pisowni.
Najlepiej z zawiłościami polskiej ortografii poradził sobie w tym roku Dominik Parus z SSP nr 2 we Wrześni, który popełnił tylko 3 błędy ortograficzne i 3 błędy interpunkcyjne. Dominik powtórzył swój ubiegłoroczny sukces, kiedy także okazał się najlepszy. Drugie miejsce zajął Jakub Ziemkowski z Samorządowej Szkoły Podstawowej nr 6 we Wrześni, który zrobił 5 błędów ortograficznych i 6 interpunkcyjnych, a trzecie Marika Walkowiak z SP w Grabowie Królewskim (8 błędów ortograficznych i 4 interpunkcyjne). Nagrody laureatom wręczono 30 maja.
Poniżej prezentujemy tekst tegorocznego dyktanda.
Majówka
Któż wiosną nie zachwyca się wybuchającą cudami natury przyrodą? Kto żyw pędzi jak chart na łono przyrody wdychać zapachy kwitnących bladoróżowych różaneczników, śnieżnobiałych azalii, hiacyntów, chabrów, żarnowców, heliotropów wtopionych w półcienistą zieleń. To wówczas nasza niby – rodzinka planowała nie raz i nie dwa opuścić zamieszkiwaną niemal od czasów Piasta Kołodzieja prawobrzeżną część stolicy, ekskluzywną Pragę – Północ, i udać się na majówkę do Świdra. Jeszcze nie zaczęliśmy planować trasy, jak moja siostrzyczka marzycielka raz – dwa zażądała najlepszego miejsca w samochodzie. Po burzliwej dyskusji udało nam się przekonać tę wrażliwą hipochondryczkę do przejażdżki rowerem. Podróż, w dużej mierze przez bezdroża, miała swój punkt kulminacyjny nad rzeką Świder. Na piaszczystym brzegu rozłożyliśmy koce, szykując się, jak przystało na ciepłolubnych mieszczuchów, do plażowania, gdyż jaskrawożółte promienie słońca przedarły się już przez chmury. Siostra od razu rozpoczęła umizgi do aparatu w telefonie, aby wzbogacić swój wideoblog. Tymczasem babcia z rozmysłem wyjmowała superekstrawartościowe wiktuały: sajgonki z sosem słodko – kwaśnym rodem z kuchni Dalekiego Wschodu, cykorię, kawałki jabłek o kwaśnosłodkim miąższu, kawał mięciutkiego ciasta z marchewki i butlę z niskosłodzonym sokiem z jeżyn. Wszyscy żarłocznie rzucili się na apetycznie podane frykasy i po skonsumowaniu ich jednogłośnie orzekli, że wrócić należy pociągiem.
« poprzednia | następna » |
---|